wtorek, 20 maja 2014

Eksperyment przypadkowy, bo czy serio tyle pielęgnacji trzeba

Tydzień temu pisałam o tym, że włosomaniactwo generalnie daje efekty. W międzyczasie trafiłam na posta na jednym z blogów z gatunku "jak przestałam być włosomaniaczką i czy to w ogóle jest potrzebne". A eksperyment zrobił się sam,bo Juwenalia były i byłam bardzo zajęta. 

Nie żebym myła włosy mydłem i tyle, nie przesadzajmy. Ale myłam je prawie codziennie, zdarzyło mi się spać w mokrych, żadnych olei, maseczek, tylko siampon Babydream i odżywka po na kilka minut. Potem odżywka zamieniła się w maskę, bo czułam, że odżywka była za słaba, ale nadal włosy były lekko sianowate, nie do rozczesania, normalnie lwia grzywa bez odrobiny blasku.

Naprawdę zdziwiłam się, że tydzień bez tego, co stało się pewnego rodzaju normą, może tak wpłynąć na włosy, dla których kilka miesięcy temu, było to normą. Olej, który wczoraj założyłam na noc, został wchłonięty do sucha, maska, rano hojnie nałożona, zeżarta do pnia i nadal czuję, że potrzebują jeszcze czegoś. Srsly, rozpuszczone jak dziadowski bicz, są te włosy.

Nie tylko one źle zareagowały. Skóra, bez regularnych peelingów kawowych i oliwki po myciu stała się lekko suchawa. Twarz, bez dokładnego zmywania makijażu, peelingowania, masek i innych - mam tendencję do zaskórników i pryszczów, odwzajemniła się kilkoma brzydkimi niespodziankami,a jednocześnie jest na maksa przesuszona. 

Pozostaje mieć nadzieję, że za kilka dni wszystko wróci do normy. Posprzątam ten syf w mieszkaniu, wrócę do starej pielęgnacji i znów twarz będzie świeciła jak psu jajca, a włosy jak pupcia niemowlaka...Czekajcie, może jednak będzie na odwrót :D


Pozdrawia serdecznie,
zajuwenaliowana,
Wasza gospodyni miejska,
muezza


wtorek, 13 maja 2014

Włosomaniactwo. Kit czy hit?

Myślałam, że to bzdura i wymysły dziewczyn, które nie mają nic do roboty. Że za dużo zależy od genetyki i naturalnych skłonności. Że przecież nie zrobię nic więcej ze swoimi włosami, które dość cienkie, proste jak druty i bez żadnych skłonności do puszenia, za to kapryśne, przetłuszczające się i takie bez życia. 

Kilka lat nosiłam je krótkie, na chłopaka. Powiedzmy sobie szczerze, że nie potrzebowały dużo, ten jeżyk na głowie wymuszał ścinanie, zanim cokolwiek im się stało. Potem zaczęły odrastać, a ja regularnie stosować maski, odżywki i szampony, z nadzieją, że będą ładniejsze niż przed ścięciem ich na jeża. I były, błyszczące, śliskie i coraz bardziej kapryśne. Kiedy w końcu znalazłam szampon i maskę, którą nakładałam po każdym myciu, która nie sprawiała, że moje włosy przetłuszczały się przed wieczorem, nie zmieniłam jej przez ponad 1,5 roku. 

Jednak jakiś czas temu stwierdziłam, że są takie sobie. Zniszczone, mimo że starałam się, jak uważałam, dobrze je traktować. Bez blasku, życia, miękkości. Byłam gotowa je po prostu ciachnąć na chłopca, gdyby nie to, że lubię siebie z fryzurą na boba. Przełom nastąpił, kiedy mieszkała ze mną K., która była włosomaniaczą. Po podpatrywaniu olejowania, laminowania, noszenia masek i słuchania o OMO, stwierdziłam, że w sumie chyba mogę zafundować sobie kilka nowych kosmetyków i spróbować tego tam, OMO.

I najpierw troszkę wciągnęłam się, bawiło mnie to. Kupiłam szampon Babydream (na promocji), olej lniany (na promocji), maskę Kallos Latte (na promocji), maskę Alterrę Granat i Aloes (na promocji)... :P Tak się jakoś złożyło, że wszystko było łagodne, nawilżające i bezsilikonowe oraz bezparafinowe. Prałam OMO, codziennie olej na noc itede, itepe.

I nagle nastąpił przełom. Znaczy od początku czułam, że jest fajnie, choć kaprysiły odrobinkę, głównie suche końcówki, które bezczelnie ścięłam. Moje włosy najpierw przestały się przetłuszczać i teraz muszę je myć co 2., okazyjnie nawet co 3. dzień. Chyba nie miałam tak od lat dziecinnych. Dziwiłam się, że rzadko udawało mi się włosy przetegensić ilością masek i odżywek. Maska przed myciem na olej na całą noc, maska (teraz odżywka) po myciu, wcierka, olej co każde mycie... Dokładnie dwa razy od stycznia zareagowały bad hair day na nadmiar dobroci. Raz źle spłukałam, raz potrzebowały oczyszczenia :D

Nie wszystko się sprawdziło. Jeśli nie rozczeszę ich mokrych mam SIANO na głowie, chociaż teoretycznie są proste z natury. Suszarka nadaje blasku (fakt, że mam taką, co sama z siebie wieje ledwo ciepło). I kilka innych drobiazgów (nie mam pojęcia, jak z tą porowatością, chyba zależy od dnia... xD). Uczę się słuchać swoich włosów, czytam, analizuję i myślę. Jak dobrze to zorganizować, nawet nie zajmuje tyle czasu.

Już kiedyś przekonałam się, że wbrew pryszczom stulecia, którym winne były rozbuchane hormony, mam cerę ze skłonnością do przesuszania się. Pomogło intensywne nawilżanie, natłuszczanie i w ogóle takie tam delikatne traktowanie. Teraz przekonałam się, że skóra na głowie i włosy również nie znoszą przesuszania ich i kochają łagodność, odżywanie, nawilżanie, natłuszczanie. Nie mam przetłuszczających się włosów i skalpu ewidentnie.

To nie są wymysły, te całe włosomaniactwo, metoda CG, OMO i inne takie. I choć nie będę nigdy miała włosów jak z reklamy, mogą przynajmniej wyglądać ekstra w swojej klasie. ;)

Pozdrawia z Biowaxem na włosach,
miejska gospodyni,
muezza


piątek, 18 kwietnia 2014

Rzecz o oleju rycynowym

Kiedy myślałam o tym, żeby napisać o oleju rycynowym, przychodziło mi na myśl, że temat ten przewinął się przez tyle blogów tyle razy, że właściwie nie ma to najmniejszego sensu. Ale, cóż. Jak pisał pewien poeta - byli inni przede mną, będą inni po mnie, a olej rycynowy jest naprawdę tak fenomenalny i wszechstronny, że grzech, aby miejska gospodyni o nim nie napisała.

Oleum Ricini, czy też olej rącznikowy (rycynowy) to olej otrzymywany z byliny - rącznika pospolitego, jest wyciskany na zimno i potem wygotowywany z wodą. Wszystko po to, aby rozłożyć toksyczną rycynę zawartą w nasionach. Znany i doceniany już w starożytności, nie tylko w sferze kosmetycznej i leczniczej, ale też jako składnik smarów itp. Gęsty i ciężki, tłusty, niemal bezbarwny, moim zdaniem niemal bezzapachowy. Z ciekawostek: ze względu na łacińską etymologię słowa i jego dwojakie znaczenie w tym klasycznym języku w dawnej Polsce olej rycynowy nazywał się olejem kleszczowinowym, a kształt liści nasunął w średniowieczu jeszcze jedno skojarzenie - nazywany był "Dłonią Chrystusa", Palma Christi.
Jednak czas przejść do sedna. Kombinacja trzech cech sprawia, że olej rycynowy jest moim number one: cena, dostępność i wszechstronność. Kosztuje ok. 2-3 zł za 30 ml i 7-9 zł za 100 ml i można go kupić w każdej aptece, a potem używać jako:
  1. Środek na porost włosów - sam w sobie jest gęsty i czasem trudny w aplikacji na skórę głowy, ale podgrzanie lub wymieszanie z innym olejem znacząco ułatwia komfort nakładania. Jest najbardziej błyszczącym z olei.
    Uwaga: nakładany solo na całe włosy może mieć działanie wysuszające i przyciemnić włosy blondynkom, no i potem jest zabawa ze zmywaniem, jest ciężki i tłusty.
     
  2. Odżywka do brwi i rzęs - to w końcu też włosy, czyż nie? Przyciemni, zagęści, wydłuży. Najlepiej nakładać starą szczoteczką od tuszu, chociaż ja jestem leniem i zazwyczaj po prostu wcieram kropelkę w rzęsy i brwi.
    Uwaga: może uczulać tak używany lub podrażniać, jeśli wpadnie nam odrobina do oka.
  3. Składnik domowych masek do włosów i produkt do tuningowania kupnych - kompozycja żółtko jajka z olejem rycynowym plus sok z cytryny, miód, jogurt, lub kto co lubi to absolutna klasyka. Nasze babcie i ich babcie też tak uważały. Jeśli jajko jest fe, proponuję użyć prostej kupnej maski i dodać oleju. Jajko bądź maska emulguje olej i odpada nam problem ze zmywaniem.
    Uwaga: jajko/żółtko jajka zawsze radzę spłukiwać chłodną wodą, bo inaczej jajecznica gotowa na głowie. Taką maseczkę bezpieczniej stosować przed myciem.
  4. Odżywka do paznokci - wzmocni i utwardzi płytkę paznokcia, zmiękczy skórki.
    Uwaga: tłusty, lepki i trudno się wchłania.
  5. Zmiękczacz do stwardniałej skóry - skóra stóp, na łokciach czy kolanach potrafi być stwardniała, szorstka i nieprzyjemna. Wcieranie oleju rycynowego na suchą lub mokrą skórę zmiękczy ją i zrobi aksamitną w dotyku. Genialny patent to nasmarowanie stóp, zwłaszcza pięt olejem, zawinięcie w folię pod grube skarpety. Uwielbiam stosować jako krem do rąk.
    Uwag brak ;)
  6. Na skórę twarzy i ciała - wtarty w mokre ciało zmiękcza skórę, choć tworzy tłustą i ciężką powłokę. Czytałam, że dobrze robi na wypryski na twarzy, może z racji tego, iż bywa wysuszający, ale ja zaobserwowałam zjawisko dokładnie odwrotne. Przy okazji wcierania w rzęsy i brwi maziam po mokrej skórze na powiecie i pod okiem i skóra zrobiła się genialnie nawilżona i moje piękne cienie pod oczami z opuchlizną z lekka zmalały. Ile w tym zasługi oleju rycynowego, a ile delikatnego pobudzania krążenia, Matka Natura raczy wiedzieć.
    Uwaga: tłuścioch i bywa wysuszający.
  7. OCM - Oil Cleansing Method, metoda oczyszczania twarzy za pomocą mieszaniny olejów, gdzie olej rycynowy stanowi od 10 do 30% mieszaniny w zależności od typu skóry. Nie zgłębiłam jeszcze tematu, ale internet pełen jest informacji na temat OCM. Powiem tak - brzmi obiecująco!

    A jeśli wciąż uważacie, ze to mało, to ostatecznie można zawsze użyć zgodnie z przeznaczeniem, czyli jako
  8. Środek pobudzający perystaltykę jelit - czyli naturalnie i prosto, Xenna jest niepotrzebna, łyżka lub dwa gdy się buntują nasze trzewia. Da się przełknąć. Tylko panie w ciąży, uważajcie, bo wam zabronione jest spożywanie oleju rycynowego.

    Jak gospodyni miejska stosuje ten tłusty cud natury? Niemal w każdy, który opisałam wyżej. Moje kudły chętnie go spijają w mieszane z innymi olejami i lubią dodatek w maskach (najbardziej z jajkiem we wszelakich konfiguracjach), na stosowanie solo jestem jednak zbyt leniwa. Ładnie się błyszczą po nim, nie są przesuszone. Rzęsy i brwi ściemniały, wzmocniły się wyraźnie. Rzęsy aspirują do bycia zalotnie podkręconą firaną, a na dodatek nakładanie tuszu to czysta przyjemność - każda rzęsa jest pomalowana niemal oddzielnie. Smaruję nim stopy, łokcie, dłonie, paznokcie, kawałek twarzy i co tam się jeszcze nawinie po drodze - skóra to lubi, jest mięciutka i wypielęgnowana, paznokcie rosną jak szalone i są twarde, mocne, no jak wspomniałam zmniejszyły się wory pod oczami, a mój ulubieniec nie śmie zatykać mi porów i chyba pozytywnie wpływa na ewentualnych nieproszonych gości - bywali na czole w okolicy brwi, a odkąd wcieram w brwi, tylko jeden wpadł z wizytą i bardzo szybko się ulotnił. Muszę przetestować OCM, a jeśli chodzi o zastosowanie z przeznaczeniem - nie miałam póki co tej przyjemności, ale w razie potrzeby wypróbuje. Niepozorny tłuścioch to gwiazda mojej łazienki.

    To chyba tyle, a raczej aż tyle, jeśli chodzi o rzecz o oleju rycynowym. Warto wypróbować! Ja ostatecznie wybaczam mu jego ciężkość i tłustość za wszelką jego dobroć. Aha, tylko pamiętajcie - ważna jest SYSTEMATYCZNOŚĆ. Raz wtarty np. w rzęsy nie da efektów, ale wcierany raz dziennie przez miesiąc raczej na pewno.

    Wesołych świąt serdecznie życzy
     fanka oleju rycynowego,
    gospodyni miejska,
    muezza

sobota, 29 marca 2014

Nie znam się, to się wypowiem cz.1, czyli projekt "denko"

Nie znam się za bardzo na pisaniu blogów. Mogę się jako tako wypowiadać na temat tego, jak być porządną miejską gospodynią. Podczytuję ostatnio jednak te tryliardy głównie urodowych blogów i obok fajnych rzeczy, znalazłam te, które to mnie, ehem, fascynują.

Zafrapował mnie zwłaszcza dość popularny na blogach pomysł pisania o kosmetykach, które się właśnie kończą, skończyły, albo właściciel chce je wreszcie wykończyć. Uf. Znaczy - srsly?

Zwłaszcza rozbawił mnie znaleziony na jednym z blogów cykl "co zużyłam w ostatnim miesiącu". My, czytelnicy, strażnicy czystości blogerki, rozliczymy ją co do kropelki żelu pod prysznic!

I ta różnorodność kosmetyków z tymi denkami! Jedyną reakcją gospodyni miejskiej na bulgocący obfitościami rynek kosmetyków jest trzymanie się swoich sprawdzonych, dobrych, tanich i najlepiej polskich produktów. Nowości trafiają do mnie dość rzadko, sprawdzam wcześniej recenzje w internecie, skład, genealogię, referencje i zastanawiam się, czy na pewno tego potrzebuję lub czy nie mogę tego mieć mniejszym kosztem, np. robiąc to sama. Patrz - peeling cukrowy.

Poniżej prezentuję inscenizację pt. "Projekt "denko" wg anonimowej gospodyni miejskiej".
"Moje kochane, oto mija marzec i czas na post o tym, jak szybko zużywam kosmetyki. Jak zwykle zużyłam to samo i tyle samo, co w zeszłym miesiącu. I miesiąc wcześniej. I dwa miesiące wcześniej. Ojej, chyba jestem kosmetyczną konserwatystką. Ale jednak nie, hahaha, raz umyłam włosy żelem do mycia twarzy i było fajnie. A Wy, co zużyłyście w tym miesiącu? Buziaczki!"
 Pozdrawiam serdecznie, ta samo co zawsze:
kosmetyczna konserwatystka 
gospodyni miejska
muezza

czwartek, 27 marca 2014

Kudałatości rozmaite dla początkujących

Cóż, przyznam się, poddałam się manii włosomaniactwa. Jak pół internetu zresztą. Cóż, stwierdziłam, kiedy nakładałam olej pierwszy raz, na pewno nie zaszkodzi. I wsiąkłam, podobnie jak olej z awokado w moje kudły.

Jako racjonalna gospodyni miejska nie poleciałam jednak do łazienki wyrzucić wszystko, bo syflikony i bo tak, a potem zaraz do Rossmanna robić debet na karcie.Wszystko dzięki mało nowatorskiej liście złożonej z zaledwie pierwszych pięciu kroków dla gospodyń miejskich zainteresowaną kwestią zdrowotności włosa.

  1. Rachunek sumienia.

    Zawsze moża próbować odwołać się do wyższych uczuć włosów i wołać: "Włosy, wybaczcie mi, bo nie wiedziałam, co czynię."
  2. Żal za grzechy.

    Mimo wielu krążących po internetach sposobów na piękne włosy nie polecam rwania ich z głowy i posypywania popiołem. To nie pobudza cebulek włosa do szybszego wzrostu, srsly.
  3. Mocne postanowienie poprawy.

    Czasem łatwiej poradzić sobie ze sianem na głowie niż słomianym zapałem.
  4. Wyznanie grzechów.

    Pomoże zebrać w kupę te wszystkie małe i duże grzeszki powszednie, które na pewno nie pomagają Twoim włosom być jak z reklamy.
  5. Zadośćuczynienie włosom i skórze głowy.

    Ponoć poznaje się po owocach. Włosy nie drzewo i jabłek z tego nie będzie, ale na pewno docenią dobre traktowanie - także w razie potrzeby nawet radykalne cięcie, bo mają w zwyczaju odrastać.
A tak zupełnie serio - rzeczona gospodyni miejska właśnie sama siedzi z maską na włosach, która emulguje olej po nocy. Polecam, moja pachnie jak budyń waniliowy, dzięki czemu czuję się smakowitym kąskiem.

Pozdrawia serdecznie
Wasza gospodyni miejska
muezza

poniedziałek, 24 marca 2014

Wstęp do kursu gospodarstwa miejskiego

W obecnych czasach zaczną trudność przedstawia bycie gospodynią, zwłaszcza miejską. Autorka tego bloga, która chlubi się być porządną miejską gospodynią (z aspiracjami na wiejską, lecz bez możliwości bycia takową), wychodzi naprzeciw Waszym oczekiwaniom, aspiracjom, ambicjom i tęsknotom.

Bycie gospodynią często jest pojmowane za bycie kurą domową czy matką polką. Nic bardziej mylnego!

"Nauka gospodarstwa w ściśle oznaczonym pojęciu, jest sztuką rozumnego i oszczędnego rządzenia domem, czyli, rozwijając to pojęcie, jest to trafny i umiejętny zarząd całym domowem mieniem oraz przeznaczonymi a ten cel funduszami, tak aby wszelkie potrzeby rodziny i domowników były we właściwym czasie i stosownie do możności zaspokojone." pisała w XIX wieku Lucyna Ćwieczakiewiczowa w swoim "Kursie gospodarstwa miejskiego i wiejskiego dla kobiet".

Może to taki trochę life-style, może trochę moda na eko, pro i co tam jeszcze, może takie dyscyplinowanie myśli, a może trochę zabawa z formą - ale pozostaje mieć nadzieję, że bycie gospodynią miejską przestanie wzbudzać zdziwienie, a zbierze zasłużony szacunek!

Z pozdrowieniami,
pełna entuzjazmu gospodyni miejska
muezza